W Londynie i w Brukseli trwają wystawy Joana Miró. Idealne ekspozycje na lato, bo obrazy i instalacje Miró najlepiej ogląda się w upalne dni. Ze świadomością, że obrazy powstawały w pracowni artysty na Balearach, w świecie intensywnych barw, zapachów, smaków, w raju dla zmysłów. Bo zmysłom Miro wydawał się być po prostu bardzo posłuszny, a na wrażenia podatny. Artysta czuły na świat jak papierek lakmusowy.
Miró swoją twórczością potwierdza fenomen Barcelony, miasta wielkich. Picasso, Gaudí , Miró. Trzy kamienie węgielne, pod którymi mieści się genius loci Barcelony. Barcelona bez tych trzech artystów byłaby inna. Kiedy słyszę – Barcelona- o razu widzę te barwy, które powracają na obrazach Miró. Zmysłowa czerwień, gęsty lazur, energetyczne żółci.
Widziałam brukselską wystawę artysty. W sumie kilkanaście dużych prac, więcej grafik, trochę rzeźb. Wszystko czego trzeba, żeby wejść w poetycki świat Miró. Wystawa ciekawa także o tyle, że pokazuje jak z realnego świata rodzi się abstrakcyjna rzeczywistość na obrazach. Miró musiał żyć w kulcie nowoczesności, przemysłu przynoszącego szybko powszedniejące nowinki. Motywy, które można rozszyfrować na jego obrazach to dysze prysznicowe, żelazka, wiatraczki. Widział w nich abstrakcyjne formy, układał w wirujących kompozycjach.