Na Zamku Królewskim w Warszawie pokazywany jest obraz El Greca. Jedyny w polskiej kolekcji. Odkryty przypadkiem, w 1964 roku. Przez jakiś czas pokutował na plebanii kościoła w Kosowie Lackim jako dzieło artysty nieznanego. Przykryte warstwą kurzu. Z pożółkłymi werniksami. Z rozdartym fragmentem płótna. Kolejno odsłaniane warstwy kruszyły opinie tych, którzy twierdzili, że to nie może być prawdziwy El Greco. Aż pod późną, niewłaściwą sygnaturą Antona van Dycka odkryto fragment greckiego podpisu mistrza z Krety.
Wczoraj stanęłam naprzeciw tego arcydzieła. Na Zamku Królewskim w Warszawie, świetnie doświetlony obraz w pięknej, prostej oprawie będzie pokazywany do 31 października.*
Przedstawia świętego Franciszka. Powiedzieć tylko tyle, to jednak tak jakby stwierdzić, że Guernica jest widokiem z pola walki, gdzie kurze już opadły. A ona jest przecież hukiem bomb, strachem, rozpaczą. Bezpośrednim świadectwem z wojennego frontu.
Święty Franciszek zwykle jest zamknięty w kadrze historii, na tyle dalekiej, że staje się jakimś rozanielonym wrażliwcem spoglądającym w górę, pod łagodną chmurką. Zintegrowany z niebem. Jedną nogą w raju.
Inaczej u El Greca. Niebo i ziemia są tu oddzielone. W pierwszym planie Franciszek. Poszarpane chmury w tle są jak jakaś potworna czaszka; wizja raczej z koszmaru, a nie wypisywanej złotą czcionką hagiografii. To dramatyczne tło bardziej biednego Franciszka wchłania, niż otula. Wciąga w niepokojące wiry nieba.
Franciszek ma łzy w oczach. Trzeba stanąć przez obrazem, żeby je dobrze zobaczyć. Dłonie o tych tak cudownie szczupłych palcach rozłożone. W geście pokory? A może zdziwienia? Albo negocjacji z niebem? Sączą się z nich krople krwi.
Krew i łzy. Taki jest ten święty Franciszek wg El Greca. Zanurzony w swoim dramacie. Prawdziwy. Skupiony, poważny. Skierowany na swoją osobistą historię, a nie na widza, stojącego przed obrazem. Widza mogłoby nie być.
Na jego dłoniach pojawiły się stygmaty, a on wyjaśnienia szuka gdzieś w niebie.
Dzieło przekonywujące, wielkiej wiary i ogromnego talentu.
Taki obraz mógł być owocem kontrreformacyjnej gorączki. Był dziełem artysty, który przeszedł tak długą drogę, od swej rodzimej Kandii, od malowniczego Fodele na Krecie, gdzie był malarzem ikon, wpisanym w tradycję i rygor tego fachu. Bez odstępstw. El Greco, Domenikos Theotokopoulos. Artysta, który przejechał pół Europy, objawiając swoją osobowość i odrębną, malarską wizję. Wyzwalając się z bizantyjskich tradycji malarskich w drodze z Krety do Wenecji, Rzymu, a potem do Toledo.
Wielki mistrz malarstwa światowego.
PS
Tego lata byłam na Krecie. Od początku jednym z celów podróży był El Greco. Jego sztuka, ale jeszcze bardziej- jego historia. Chciałam zobaczyć jego dom. Miejsce, gdzie się urodził. Co go kształtowało.
Oto notatki z tego wyjazdu:
Fodele ułożone jest wśród draperii wzgórz. Miękko, aksamitnie układają się dookoła, odgradzając je od linii wybrzeża. Wikipedia poświęca miasteczku zaledwie kilka zdań. Więcej powiedział pan J., właściciel hotelu, w którym się zatrzymałam. To właśnie tu urodził się Domenikos Theotokopoulos. W tym odgrodzonym od morza zakątku, gdzie wieczór jest tak niesamowity.
Do Fodele wiedzie serpentyna dróg wykutych na skalnych półkach. Jadę nie myśląc o czasie, ale przecież rozsądek mówi, że wieczorem mogą spotkać mnie zamknięte drzwi. Jak w Iraklionie. Rok El Greca Rokiem El Greca, ale w niedzielę muzeum nieczynne. Byłam uzbrojona w kontynentalne nawyki, pół Francji przecież debatuje właśnie czy najważniejsze muzea nie powinny być otwarte przez siedem, a nie jak dotąd sześć dni w tygodniu. Muzeum w Heraklionie było zamknięte.
W Fodele pół miasta skierowane jest na El Greca, drugie pół- zapomniało o przeszłości i żyje własnym życiem, jak setki wiosek. Im bliżej jestem domu El Greca, tym robi się puściej. Prowadzi tam drożynka, zawieszona jak nitka pajęczyny wśród oliwnych gajów i rozrzuconych domostw. Nad tarasami, wśród gęstwin winorośli zwisają kiści winogron.
Do domu El Greca docieram chwilę po 19. Urządzono tam muzeum. Potężne klucze, którymi dzwoni kasjer, strażnik i kustosz w jednej osobie wskazują, że cennych artefaktów tam raczej nie zobaczę. Wiadomo, nie ma na miejscu obrazów. Na Krecie zwykle można zobaczyć bodaj tylko jeden jego obraz. Może gdzieś jeszcze w kościołach są anonimowe ikony, które tworzył w młodości.
Mimo wszystko bardzo chciałam tu być. Poczuć chłód małego, kamiennego domu, w którym być może wychowywał się czterysta pięćdziesiąt lat temu artysta. Popatrzeć przez okno na wzgórza.
Zagaduję do strażnika. Po chwili – jesteśmy na ty. Dimitris zapala wszystkie światła. W ostatniej, maleńkiej izbie domu El Greca stoi sztaluga. Na stole- rozsypane są pigmenty. Wśród nich, w ciemności majaczy przepiękny kolor lapis lazuri.
El Greco miał zostać wielkim kolorystą, gdy opóźnił Kandię, wyjechał do Wenecji a stamtąd przez Rzym do Toledo.
Fodele zostało krainą dzieciństwa, świadkiem młodości. Zastygłą w sennym bezruchu arkadią. Piękną i niezmienioną.
Postscriptum.
Na marginesie, bardzo ciekawa była historia odkrycia i rozpoznania tego obrazu. Z udziałem młodego Juliusza A. Chrościckiego ( a obecnie profesora), który widział podejrzanie dobry obraz na plebanii w Kosowie, a potem Izabeli Galickiej i Hanny Sygietyńskiej, które po inwentaryzacji przeprowadzonej w Kosowie opublikowały artykuł o nieznanym obrazie w Biuletynie Historii Sztuki w 1966 roku, przypisując go El Greco. Wywołało to debatę, w której sławy takie jak prof. Białostocki opowiadały się przeciw nowej atrybucji. Nie wiadomo, skąd obraz wziął się na ziemiach polskich, dlaczego podpisany był nazwiskiem flamandzkiego malarza, Antona van Dycka. Wiemy natomiast, że w 1927 roku został zakupiony w domu aukcyjnym przy ulicy Brackiej w Warszawie, a na stałe można go podziwiać w Muzeum Diecezjalnym w Siedlcach.
* Potem obraz wróci do Muzeum Diecezjalnego w Siedlcach, gdzie podziwiać go można w nowej, ciekawej oprawie. W siedleckim Muzeum Diecezjalnym pokazywana będzie także wystawa poświęcona artystom czasów El Greco.
Justyna Napiórkowska, historyk sztuki i europeista, prowadzi Galerię Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej w Warszawie, Poznaniu i Brukseli, autorka “O sztuce”, Bloga Roku 2010 w dziedzinie Kultury.
Mecenasem portalu artissimo.pl jest Galeria Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej www.napiorkowska.pl