Rozpoczęłam cudowny sezon niedzielnych wyjazdów do Kazimierza Dolnego.
Miasteczko ciągle odsłania przede mną swoje tajemnice.Im więcej o nim wiem, tym więcej chce wiedzieć i tym bardziej odczuwam, że tu jest jedna z moich małych ojczyzn. Nie dziwi mnie przy tym fenomen miasta, które w pewnym momencie, ponad 100 lat temu stało się mekką artystów.
Gdzie tkwi tajemnica miejsc, które przez moment w historii świeciły wyjątkowym blaskiem i przyciągały wielkich, wybitnych artystów?
Byłam kiedyś w Pont Aven, na bretońskim wybrzeżu Francji.
Niewielka miejscowość, miasteczko nad brzegiem oceanu. Miejsce, które pokochała kolonia artystyczna z Paulem Gauguinem na czele. To tu przyjeżdżał także Władysław Ślewiński. Prawdę mówiąc w Pont Aven nie ma chyba nic szczególnego.
Pont Aven- czyli most nad rzeczką Aven. Pamiętam domy z ciemnego kamienia. Młyny poruszane zimną wodą blisko ujścia rzeki. Światło, które tu jest rozproszone, jak w atelier fotograficznym. Mglisty, dżdżysty Pont Aven zanurzony w gęstej bretońskiej zieleni. Co przy takiej pogodzie robili tu artyści, których z ciemnych pracowni ciągnęło do plenerów, do malowania wprost z natury, a vista? Pamiętam kolor słońca, tu mającego kolor bretońskiego cydru. Pamiętam z małych miejscowości prawdziwych Bretończyków, surowych jak krajobraz styku ziemi i oceanu. Wśród nich byli rybacy, ludzie morza, o twarzach hartowanych wiatrem i zimną bryzą. Ludzie “krańca ziemi”, regionu geograficznego nazwanego Finisterre.
Właśnie Pont Aven, z zupełnie nieznanych przyczyn stało się oazą dla malarzy. Ich przyczółkiem północnym, przeciwstawianym stronie południowej z obrazów Cezanne`a i Van Gogha.
Van Gogh długo wcześniej namawiał Gauguina w listach do podróży do Arles, na południe. Gauguin przez miesiące go zbywał. Vincent, w dłużącym się oczekiwaniu malował słoneczniki. To przy tym, najsłynniejszym obrazie sportretował go Gauguin.
Gauguin ( który raj ostatecznie znalazł zupełnie gdzie indziej) odwiedził Van Gogha, w jego słynnym Żółtym Domku. Paul przybył do Arles w październiku. Między artystami iskrzyło, było dekadencko, a emocje sięgały zenitu. Ten pobyt skończył się awanturą, słynnym ucięciem sobie ucha przez Van Gogha, w zimną i gwałtowną noc 23 grudnia. Paul Gauguin, równie jak Van Gogh rozczarowany wrócił na Północ. Do swojego Pont Aven.
Do raju , gdzie często padał deszcz.
Justyna Napiórkowska
Reprodukcje :
Paul Gauguin, Wizja po kazaniu
Paul Gauguin, Tańczące Bretonki w Pont Aven
Paul Gauguin, Autoportret
Paul Gauguin, Portret Van Gogha