Pamiętam, jak na wykładzie z historii sztuki profesor pokazał nam kiedyś zeskanowaną notatkę Andrzeja Wróblewskiego. Kartka podzielona była na dwie części. Po jednej za, po drugiej przeciw socrealizmowi. W dwóch kolumnach wypisane plusy i minusy. To w jakiś sposób ukształtowało moje patrzenie na sztukę Wróblewskiego. Bez oceniania. Bo artysta był w matni. Jako młody, piekielnie zdolny, poszukujący, ambitny. Ze swoim bagażem przeżyć.
Znając treść tej notatki po prostu odczułam co mógł czuć artysta w tamtych czasach. Był jak trzepoczący skrzydłami ptak uwięziony w zbyt ciasnej klatce. Wypisując za i przeciw na tej kartce, Wróblewski mierzył siły. Układał w głowie pakt, który miał mu pozwolić pozostać artystą. Tworzyć w czasach, które swobodę twórczą odbierały. Wbrew naiwnym ideałom, które przysługują młodym ludziom.
Był zmuszony zestawić wnioski płynące z artystycznej duszy, z potrzeby tworzenia, w jakiejś urzędniczej skrupulatności. Gdy dodać do tego najpierw młodzieńczy bunt przeciw malarskim tradycjom na uczelni i prawdziwą wiarę w socrealizm, z której w pewnym momencie miał wyrosnąć, obraz robi się szczególnie ciekawy. Nieczęsto zdarza się, aby student Akademii Sztuk Pięknych studiował także historię sztuki, jak czynił to Wróblewski. Ówczesna Akademia była ukształtowana jeszcze przez pokolenie kolorystów. Z tymi tradycjami Wróblewski chciał zerwać, podbudowany pewnie wiedzą wyniesioną z wykładów z historii. Ten bunt młodzieńczy był zatem bardzo świadomy. Ale wypadł w czasach, gdy oznaczał też przewrót światopoglądowy. Za lub przeciw. Bo sztuka musiała być zaangażowana. Znów matnia.
Sztuka zawsze powstaje w jakimś kontekście. Twórczość Wróblewskiego szczególnie była podszyta czasami, w których powstała. W sztuce szukamy zazwyczaj autentyczności. Szukamy artystów, którzy rzucają na szalę całe swoje życie w realizacji malarskiej misji. A Wróblewski miotał się jak ryba w sieci w pragnieniu tej autentyczności.
Tajemnicza, tatrzańska śmierć młodego artysty w tym kontekście stawała się intrygującym postscriptum do życia, w którym było jak widać dużo miejsca na wątpliwości. Nie pomogło z pewnością uporządkowanie ich na tej wspomnianej kartce.
Twórczość Wróblewskiego zawsze bardzo mnie poruszała. Zwłaszcza obrazy rozstrzelań. Motyw pokazany bez znieczulenia. Wyobrażam sobie jakie doświadczenia osobiste musiały go kształtować. W momencie wybuchu wojny miał zaledwie 12 lat. Wiek, gdy chyba prawie każdy chłopiec chce być żołnierzykiem. Rycerzykiem biegającym po podwórku z mieczem z kartonu. Dzieci czasów pokoju w wieku 12 lat po prostu lubią bawić się w wojnę.
Ale czym zajmował się 12-latek czasów wojny? Czasów wywózek, egzekucji i pogardy? Nie wiem, ale z pewnością te rozstrzelania musiał widzieć na własne oczy. Musiał znać kolor ciał, w których wcześniej pulsowała krew, a które potem, gdy uchodziło z nich życie, wpadały w trupio-bladą barwę. Gra w kolory – ciepłe – zimne. Życie i śmierć. Tak bliskie. Takie rzeczy tylko w Polsce, w latach 39-45. To co zobaczone wtedy, podczas wojny, musiało najpełniej ukształtować przyszłego artystę. To coś, co sprawiało, że 12-latek przestawał być 12-latkiem. Znów- młodość w potrzasku. Dzieciństwo w matni.
Na wystawie w Muzeum Sztuki Nowoczesnej pokazane są głównie prace dwustronne. Bardzo ciekawe. Zazwyczaj znane w połowie- pokazywano bowiem tylko jedną stronę. To prace z dwóch, stosunkowo krótkich momentów równie krótkiego życia. Z lat wolności w samookreśleniu się: 1948-49 i 1956-57. Bez tego, co pomiędzy, gdy zgodnie z logiką z kartki, ale przez pewien czas i z wewnętrznym przekonaniem Wróblewski tworzył zgodnie z socrealizmem.
Dla mnie we Wróblewskim zawsze są dwie strony. Recto-verso. Dwustronnie, dwuznacznie.
To chyba jego sposób na matnię. Na wyrywanie się z sideł. Na wątpliwości. Te własne i te wobec których artysta stawia widza.
Andrzej Wróblewski. Recto – Verso.
12.02. – 17.05.2015
Muzeum Sztuki Nowoczesnej
ul. Emilii Plater 51, Warszawa
Justyna Napiórkowska, historyk sztuki i europeista, prowadzi Galerię Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej w Warszawie, Poznaniu i Brukseli, autorka “O sztuce”, Bloga Roku 2010 w dziedzinie Kultury.
fot. 1. Andrzej Wróblewski, Szofer (Szofer niebieski), 1948, olej na płótnie, 89 x 120 cm, kolekcja prywatna, dzięki uprzejmości Fundacji Andrzeja Wróblewskiego: materiały prasowe
2. Andrzej Wróblewski, „Muzeum”, 1956, gwasz na papierze, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie (źródło: materiały prasowe organizatora)
3. Andrzej Wróblewski, Rozstrzelany (Rozstrzelanie z gestapowcem), 1949, olej na płótnie, 120 x 90 cm, kolekcja prywatna, dzięki uprzejmości Fundacji Andrzeja Wróblewskiego, materiały prasowe
Mecenasem portalu artissimo.pl jest Galeria Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej www.napiorkowska.pl