36 razy Vermeer

vermeer1

Jan Vermeer. Geniusz bez gorączki. Malował tyle, ile chciał. Bez atelier z dziesiątkami pomocników. W ciszy pracowni. Tę ciszę zachowały jego obrazy. W tym jest jego fenomen. Vermeer daleki był od socjologicznych obserwacji, daleki od zanurzania się w dręczącej flamandów cielesności, odległy od codzienności tak inspirującej niderlandzkich malarzy. Żadnych aktów. Żadnych martwych natur. Żadnych żarliwych obrazów religijnych.

Vermeer był malarzem mijającego czasu. Był mistrzem samodzielnym, odrębnym, cichym indywidualistą. Nie wpisującym się w historyczny ciąg mistrzów i ich uczniów. Nic nie znaczyły dla niego przetasowania polityczne jego czasów. Nic wielkie alianse i spory międzynarodowe. Nic przesunięcia granic, bitwy i ideologie. Był Proustem malarstwa. Mógł urodzić się zawsze, w dowolnym momencie historii. I zawsze jego sztuka byłaby taka, jaka jest. A jego pracownia byłaby tym samym azylem.

Vermeer namalował tylko 36 obrazów. Żył 43 lata. Kiedy miał około 20 lat wstąpił do Gildii św. Łukasza, można zatem mówić, że od tego czasu zaczął malować. Powstawało więc mniej niż dwa obrazy rocznie. Średnio sześć miesięcy pracy nad “Kobietą przelewającą mleko”, 6 miesięcy nad “Widokiem z Delft”. Sześć miesięcy dla “Dziewczyny z perłą”. Dziś historycy sztuki nie muszą śledzić śladów duktu pędzla na każdym z jego obrazów, żeby wiedzieć, kto tak naprawdę namalował jakąś kołnierzyk, dłoń czy inny fragment obrazu. Wszystko powstało ręką mistrza. Wszędzie jego radosna powolność. Zatrzymywanie czasu. Zachowanie materii. Zawieszenie przemijania, bez odwołania, na zawsze.

Na jego obrazie “Dziewczyna czytająca list” z Drezna, za mozaikowym, uchylonym oknem pozostaje ten sam świeży powiew wiatru. “Dziewczyna z perłą” jest wciąż zaskoczona tym, że ktoś na nią patrzy. W dłoniach innej wciąż połyskują perły z naszyjnika.

Z obrazami Vermeera łatwe są ćwiczenia dla wyobraźni. Co widzi za oknem “Kobieta z dzbanem” z Metropolitam Museum? Co usłyszała dziewczyna z kieliszkiem wina od pochylającego się nad nią mężczyzny? Co czyta kobieta w niebieskiej sukni, z Rijksmuseum? Jak interpretować ważącą perły, z Waszyngtonu, za którą w tle, na ścianie wisi obraz z “Sądem Ostatecznym” zapewne z kolekcji pani Marii Thins. Wszystkie kobiety z obrazów Vermeera są jak doskonały zwiastun filmowy. Sugerują pasjonujące historie. Odsłaniają rąbek tajemnicy, ale nie podpowiadają zakończenia.

Patrząc na niewielkie arcydzieła Vermeera, trudno widzieć w autorze ludzki wymiar geniuszu. Geniusz ma być nieziemski, ma unosić się ponad horyzontem, jak miękkie niebo postrzępione wieżami kościołów z miasta Delf, jak na obrazie z 1661 roku.

Kiedy czyta się biografię Vermeera, można się zastanawiać jakie cienie położyła na niej codzienność. Czasowe kłopoty finansowe, w które wpadał? Teściowa patrząca na niego bez pochlebstw, bez życzliwości? Jakim echem odbijała się nieodległa historia rodzinna, los dziadka, zagrożonego karą śmierci za fałszowanie monet w Mechelen? Tego w obrazach Vermeera nie można odnaleźć. Opowiedział sporo o swoich bohaterach, ale sam pozostał po drugiej stronie płótna. Tajemniczy Vermeer, mistrz z Delft.

Justyna Napiórkowska

www.osztuce.blogspot.com

alt

Podziel się

Warning: count(): Parameter must be an array or an object that implements Countable in /newartissimo/wp-includes/class-wp-comment-query.php on line 405

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *